niedziela, 8 lipca 2012

Tom I ~2. Dorcas~

   Lily była oburzona zaistniałą sytuacją. Nikt jej nawet słowem nie wspomniał o tym, że Dorcas ma do nich przyjechać. Przyjaciółka nigdy wcześniej nie była w domu Evansów, gdyż pochodziła z rodziny pokroju Blacków i Malfoyów, czyli osób nietolerujących mugoli i czarodziei, nieposiadających czystej krwi.
   Tak więc, kiedy rodzice przywitali Dor, tak jakby jej przybycie było rzeczą najzwyklejszą w świecie, a następnie zaprosili ją do stołu, Lily była mocno zdezorientowana.
- Co masz taką minę? – szeroko uśmiechnęła się Meadows – Nie cieszysz się z mojego przybycia?
- Sama nie wiem – odparła Lily – Mam ochotę cię udusić i jednocześnie uściskać. Co ty na to, żebym połączyła oba pragnienia?
   Dorcas zaśmiała się, a Evansówna odruchowo jej zawtórowała. Zapewne właśnie dlatego rodzice zaprosili Meadows – ona potrafi rozbawić każdego. Wszyscy przeszli do kuchni. Dorcas rozsiadła się uradowana, a pani Evans podała jej talerz z jedzeniem. Petunia odsunęła się ostentacyjnie od nowo przybyłej i spojrzała ze złością na Lily, jakby rudowłosa była wszystkiemu winna.
   Kiedy już minęło całe zamieszanie i zgromadzeni znów siedzieli spokojnie przy stole, młoda Evansówna postanowiła wreszcie dowiedzieć się czegoś więcej:
- No – spojrzała na przyjaciółkę – Czekam na wyjaśnienia.
- Wyjaśnienia? – Dorcas zrobiła niewinną minę – Ależ nie trzeba nic wyjaśniać. Twoi rodzice byli tak dobrzy, że mnie zaprosili. Chyba nie zapomnieli ci powiedzieć?
   Lily spojrzała na Meadows z politowaniem.
- Dor, znam cię zbyt dobrze i mnie nie oszukasz. Po co tu przyjechałaś? I w jaki, na brodę Merlina sposób, namówiłaś rodziców?
- Nie cieszysz się z mojego przyjazdu? – zapytała Dorcas przybierając minę zbitego psa.
- Ha ha – Ruda nie dała się nabrać na talent aktorski przyjaciółki – Przecież próbowałam cię zaprosić od pięciu lat, a twoi starzy nigdy ci nie pozwalali! Co się stało?
   Dorcas zrobiła taką minę, jakby zastanawiała się, czy powinna poruszać jakiś temat. Czasem nie należało rozmawiać na niektóre rzeczy z Lilką. Albo ją denerwowały, albo ją raniły, albo i jedno, i drugie. Tym razem była to pierwsza opcja, jednak Meadows stwierdziła, że w tym wypadku nie jest to, aż tak straszne, jak zwykle.
- Widzisz, moi rodzice zaczęli się bać, że się ich wyrzeknę i ucieknę z domu, a oni będą musieli mnie wydziedziczyć – powiedziała niby lekko, jednak coś w jej głosie zaniepokoiło Evansównę.
   Lily przetrawiała chwilę te słowa.
- Skąd nagle taki pomysł? – zapytała w końcu.
- Ponieważ zaledwie dwa tygodnie temu wydarzyło się to w rodzinie Blacków – odpowiedziała Dorcas, a na twarzy Rudej pojawił się cień zrozumienia i niedowierzania. Reszta Evansów przysłuchiwała się tej rozmowie w milczeniu.
- Black… - zaczęła Lily – Syriusz Black został wydziedziczony? – wyszeptała w końcu.
- Tak – powiedziała Meadows – Nieźle pokłócił się ze starymi.
- O co?
- O to co zawsze – Dorcas wzruszyła ramionami – O Gryfonów, ludzi z rodzin mugoli, Sama-Wiesz-Kogo. Tylko, że tym razem naprawdę się pożarli. Jego matka powiedziała mu prosto z mostu, że jeśli dalej będzie się kręcił w takim towarzystwie, to go wydziedziczy. On odparł, że „nie ma zamiaru zostawać śmierciożercą, ani wyrzekać się przyjaciół, których poglądy dzieli.” Dodał, iż” skoro takie są warunki do wydziedziczenia, to droga wolna.” Tego samego dnia spakował kufer i wyniósł się do Jamesa.
   Lily miała mieszane uczucia. Nie ukrywała swojej nienawiści do Syriusza Blacka i Jamesa Pottera, jednak temu pierwszemu zawsze trochę współczuła. Wiedziała, że Syriusz nienajlepiej dogaduje się ze swoimi rodzicami i innymi Blackami, ale uważała, iż chłopak trochę to wszystko wyolbrzymia. Nie spodziewała się, że rzeczywiście zostanie wydziedziczony i nie sądziła, by Syriusz był zdolny to tak inteligentnych i sensownych słów, jak te, które zacytowała Dorcas.
- I gdzie on teraz będzie mieszkał? – spytała Ruda po długiej chwili milczenia.
- Już mówiłam: u Jamesa – odparła Meadows – Potterowie nie mają nic przeciwko temu. Zawsze traktowali go niemal, jak własnego syna.
- Biedny Syriusz – odezwała się pani Evans.
  Lily spojrzała na matkę. Niby się z nią zgadzała, ale… coś ją powstrzymywało przed tym uczuciem. Nienawidziła Syriusza od pierwszego spotkania i wielokrotnie życzyła mu wszystkiego, co najgorsze, lecz teraz chyba i ona mu współczuła.
- Uważam, że państwo Potter wspaniale się zachowali przyjmując Syriusza do siebie – wtrącił pan Evans - Cieszę się, że chłopak ma gdzie mieszkać.
- Nawet go nie znasz – mruknęła Lily.
- Ale dużo o nim słyszałem – odparł ojciec – Poza tym każdy zasługuje na dach nad głową. Choć słyszałem, że z tego waszego znajomego niezły kawał łobuza.
- Aż się boję, co Lilka państwu naopowiadała o Jamesie i Syriuszu! – zaśmiała się Dorcas – Ja osobiście mam z nimi prawie równie dobre stosunki, co z Lilką. Mogę ich wręcz nazwać moimi przyjaciółmi, ale obawiam się, że wasza córka mnie za to zlinczuje!
   Resztę wieczoru spędzili na miłej pogawędce, nie wracając do przykrych tematów. Po tym, jak szok minął, Lily poczuła wielką radość z odwiedzin przyjaciółki, z którą miała spędzić resztę wakacji. Petunia od razu po kolacji poszła do swojego pokoju, ale Ruda i Dor posiedziały jeszcze trochę z państwem Evans.
   Kiedy już poszły na górę, łatwo się domyśleć, co robiły. Resztę nocy wymieniały się nowinkami – ze świata czarów i ze świata mugoli. Patrząc na Lily nie sposób byłoby zobaczyć tą smutną dziewczynę sprzed kilku godzin. Znów śmiała się, żartowała, wygłupiała. Stwierdziła, iż nie będzie się przejmować Snapem. Ma Dorcas – przyjaciółkę, która nigdy w życiu nie nazwałaby jej szlamą.

   Z łóżek wstały dopiero koło południa i zastały dom całkowicie opustoszały. Rodzice Lily pojechali już do pracy, a Petunia zapewne poszła spotkać się ze znajomymi. Przyjaciółki zeszły na dół do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Po chwili na patelni smażyła się jajecznica, a Dorcas zadowolona zajadała mleko z płatkami.
   Nagle usłyszały pukanie od strony okna. Szybko spojrzały w tamtym kierunku i zobaczyły wielkiego, szarego puchacza stukającego w szybę. W dziobie trzymał list.
- Nie znam tej sowy – Lily zmarszczyła brwi – Może to z Hogwartu albo z Ministerstwa.
- Nie! – zaśmiała się Dorcas i wstała, aby otworzyć okno. Puchacz wleciał do pomieszczenia i usiadł na poręczy krzesła.
- W takim razie, od kogo to?
   Meadows jej jednak nie odpowiedziała, tylko rozerwała kopertę i zaczęła czytać list. Na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech, co podpowiadało Rudej, że ta przesyłka to nic dobrego.
- Jesteśmy zaproszone na przyjęcie urodzinowe – rzuciła krótko Dorcas.
- Co? – Lily zdziwiła się jeszcze bardziej. Nie potrafiła przypomnieć sobie kogoś ze swoich znajomych, który byłby urodzony w wakacje – Czyje przyjęcie?
   Przyjaciółka rzuciła jej szybkie spojrzenie.
- Pójdziesz ze mną? – spytała Meadows.
- Ale nie wiem…
- Pójdziesz?
   Evans wyczuwała tutaj spisek. Czuła, że powinna wiedzieć, o co chodzi przyjaciółce, ale nijak nie mogła tego zrozumieć. Zrezygnowana wzruszyła w końcu ramionami.
- No dobra – powiedziała – Chyba mogę pójść.
- To świetnie! – ucieszyła się Dorcas – Peter się ucieszy.
   Lily momentalnie zrobiła się purpurowa na twarzy. Wiedziała, że pod imieniem Peter kryje się, kto inny. I nie podobało jej się to. Już wiedziała, co to był za spisek, ponieważ zgadła, kto urządzał te urodziny.
   Meadows zareagowała na reakcje przyjaciółki miną pod tytułem „Daj Mi Tylko Wytłumaczyć”.
- Ale posłuchaj, Lilka… - zaczęła – Może i urządzają to James i Syriusz, ale przyjęcie jest Petera, do którego nigdy nic nie miałaś. Poza tym nic ci się nie stanie, jeśli pospędzasz z nimi trochę czasu. Będzie dużo osób, nie będziesz musiała siedzieć tylko z Huncwotami. Mają przyjść Mary i Alicja, do tego Marlena Olson, Daniel McKinnon, Hestia Jones, Demelza Franklyn, Gwyneth Johnson i Marcus Firepool.
- Wspaniale – odparła Ruda przez zaciśnięte zęby – A mnie to mało obchodzi, wiesz? Wakacje są od tego, żeby nie widzieć Jamesa Pottera, nie iść do niego na przyjęcie!
- Och, proszę, Lily!  Zrób to dla mnie. To tylko jedno popołudnie. Zrobię, co zechcesz.
   Lily uniosła jedną brew. Co zechce? To już nie jest taki głupi pomysł.
- Nigdy więcej nie będziesz próbowała przekonywać mnie do Jamesa Pottera – powiedziała w końcu – Nigdy, przenigdy. Dasz mi go w spokoju nienawidzić.
- Spoko – Dorcas uśmiechnęła się szeroko – Przecież to nie w moim interesie leży przekonywanie cię.
   Na tym zakończyły dyskusję. Meadows od razu odpisała Potterowi, a Lily z niepewną miną zaczęła przeżuwać swoje śniadanie. Wciąż nie była przekonana do tego pomysłu, zwłaszcza po ostatnim incydencie z dokuczaniem Snape’owi. Teraz nienawidziła Pottera i Blacka jeszcze bardziej niż wcześniej, dlatego ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę była organizowana przez nich impreza. Do tego miała świadomość, że Dorcas nie wywiąże się ze swojej części umowy i ona, Lily, idzie tam właściwie niepotrzebnie i bezinteresownie. Jedynym plusem było to, iż robi to dla przyjaciółki, lecz przecież ta równie dobrze mogłaby iść sama.
   Po śniadaniu postanowiły się przejść. Słońce prażyło niemiłosiernie, a temperatura wynosiła trzydzieści parę stopni, więc uliczki były opustoszałe. Plątały się po okolicy w niewysłowionym upale. Wstąpiły do sklepu, aby kupić lody i coś chłodnego do picia, a tam wpadły na Elizę ze znajomymi.
   Dla Harrisówny był to nóż w plecy. Jeszcze poprzedniego dnia Lily w jej obecności była przybita i wylewała potok łez, a teraz śmiała się w najlepsze z jakąś swoją koleżaneczką.
- Cześć – mruknęła Ruda.
- Hej – odparła niechętnie Eliza – Widzę, że już ci lepiej?
- Tak, zdecydowanie – Lily spróbowała się uśmiechnąć – Wczoraj przyjechała moja przyjaciółka, Dorcas – powiedziała wskazując na przyjaciółkę – Ona i rodzice zrobili mi niespodziankę.
- Fajnie – odpowiedziała Harris.
   Nagle Evansówna zauważyła, że jeden z chłopaków stojących za Elizą uważnie jej się przypatruje. W pierwszym odruchu chciała zapytać, o co mu chodzi, jednak po chwili poczuła, że już go gdzieś widziała. Czy to możliwe… Nie, na pewnie nie. A może… Spojrzała na Dorcas. Mina przyjaciółki potwierdziła przypuszczenia Rudej.
- Josh? – zapytała Meadows z niedowierzaniem – Josh Greenson?
- Dorcas Meadows? – powiedział zdezorientowany.
   Eliza i reszta jej znajomych wydawali się równie zdziwieni.
- To wy się znacie? – spytała Harris.
- Uczymy się w tej samej szkole – powiedziała Lily wymijająco.
- Chodziliśmy ze sobą – Dorcas zmrużyła złowieszczo oczy.
   Historia Meadows-Greenson była znana w całym Hogwarcie. Zaczęli ze sobą chodzić pod koniec czwartej klasy. Wydawało się, że jest to ogromna miłość. Prawie wszyscy chłopcy w szkole chodzili przygnębieni, bo nie mieli już nadziei, iż to ich wybierze piękna Dorcas. Sama zainteresowana była tak zapatrzona w swojego chłopaka, że w ogóle nie zwracała uwagi na jego wady. Ponieważ Josh grał w Quidditcha w drużynie Ravenclawu, a Dor była ściagającą w drużynie Gryffindoru, pokłócili się, kiedy Gryfoni zdobyli Puchar, wygrywając z Krukonami. Od tego czasu coraz częściej się sprzeczali, aż w końcu po serii kąśliwych uwag ze strony chłopaka, Meadows nie wytrzymała, nawrzeszczała na niego i powiedziała, że z nimi koniec. Był to jej najdłuższy związek, jego – pierwszy. Josh próbował ją przeprosić, tłumaczył się długo i rzewnie, ale ona była nieugięta.
- Jak miło was widzieć – Greenson uśmiechnął się kwaśno – Nie spodziewałem się was tu spotkać. Co tutaj robicie?
- Tak się składa, że mieszkam tu od ponad szesnastu lat – odparła Lily.
- Jaki ten świat jest mały – zaśmiała się Eliza, która przez ten zbieg okoliczności zapomniała o swojej złości na Lilkę – Josh to jest mój kuzyn – zwróciła się do Evans i Meadows.
- Fajnie – burknęła Dorcas – Lily, możemy kupić, to co miałyśmy kupić i już sobie pójść?
   Tak więc pożegnały się z Elizą, Joshem i resztą, a następnie poszły kontynuować spacer. Meadows przez większość czasu była rozdrażniona, ale w końcu postanowiła udawać, że nic się nie wydarzyło i znów zaczęła się wygłupiać. Lily jednak, co chwilę przypominała jej o przykrym spotkaniu, a kiedy Dor się na nią rzuciła, Ruda, dławiąc się ze śmiechu, pouczyła ją, że przecież Meadowsówna tak samo zachowuje się w temacie Jamesa. Zatem Dorcas zapowiedziała swoją podłą zemstę na imprezie, co sprawiło, iż Lilka znów zaczęła rozważać, czy powinna tam pójść.
   Po obiedzie zdecydowały się zostać w domu i do wieczora oglądały telewizję i grały w gry planszowe. Dorcas napisała do rodziców, starając się wskazać, jak najwięcej plusów rodziny Evansów i miasteczka Weston-Super-Mare. Ona i Ruda umówiły się, że na następny dzień pójdą nad morze, a prezent dla Petera kupią innego dnia.
   Wieczorem, kiedy już usypiały, Lily pomyślała, że może jednak te wakacje nie będą tak beznadziejne, jak się zapowiadały. Usnęła z miłą świadomością kolejnego miesiąca z Dorcas, a następnie powrotu do świata czarów.

8 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi się podobał. Był znacznie weselszy od poprzedniego. Cieszę się, że Dorcas namówiła Lily na przyjęcie, bo może być ciekawie ^^ Co do Elizy to mam wrażenie, jakby nie wszystkie informacje do niej docierały, bo gdyby była uważniejsza to mogłaby się domyślić coś o szkole Lily oraz Josha. Błędów nie zauważyłam, może jedna literówka, ale zgubiła mi się. Czekam na następną notkę.
    Pozdrawiam :)
    P.S. Mogłabyś zlikwidować zabezpieczenie do komentarzy? To przepisywanie i domyślanie się co tam na tych obrazkach jest nieco utrudnia życie xD ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa :D Co do zabezpieczenia komentarzy, to już się tym zajęłam. Szczerze mówiąc miałam to zrobić już dawno, ale oczwyiście zapomniałam.
      Pozrawiam :*

      Usuń
  2. Rozdział jest super! Przepraszam, ze komentuję tak późno, ale od dwóch dni nie miałam dostępu do komputera. Ale nareszcie się dorwałam i nadrabiam zaległości. :) Cieszę się że Lily dała się namówić na te przyjęcie. Może się w końcu z Jamsem polubią., :) Mówiąc "polubią" mam na myśli coś więcej, hehe :) A więc pisz szybko, czekam.

    Eileen Pozdrawia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam :) Musze przyznac, ze rozdzial bardzo mi sie, w ogole mam slabosc do opowiadan gdzie pojawiaja sie huncwoci :) Zapowiada sie naprawde ciekawie. Pozdrawiam i zapraszam przy okazji do mnie:) http://pannasheppard.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG. Właśnie od nowa pokochałam Huncwotów! Co do rozdziału 1-2.
    Pierwszy:
    Trochę żal zrobiło mi się Severusa, ale bądź, co bądź - zasłużył sobie! Omomomom... uwielbiam Dorcas! Zastanawia mnie czy
    Eliza wie, kim jest Lily.
    Drugi:
    James i Syriusz <3 Moi ulubieni Huncwoci. Och. Lubię te kłótnie Lilki i Rogacza, więc mam nadzieję, że dodasz jakąś. Coś czuję, że ne tym przyjęciu będzieeee się działo!
    Cóż mogę dodać? Dodawaj szybko nową notkę i informuj mnie ; )
    Przy okazji zapraszam na mojego drugiego bloga http://droga-potepionych.blog.onet.pl
    Pozdrawiam, Tajemnicza
    cienie-magii

    OdpowiedzUsuń
  5. No proszę muszę szczerze przyznać, że mi sie spodobało.
    Naprawdę ciekawe podejście do całego świata Huncwotów i spodobała mi się Lily jak i również Dorcas, która nieoczekiwanie należy do grupy Blacków jak dobrze zrozumiałam należy do rodziny Blacków.
    W ogóle miałaś ciekawy i oryginalny pomysł na pokazanie całej historii.
    I może dzieki przyjęciu na cześć Petera Lily w końcu przekona sie do Huncwotów?
    Naprawdę mi zaimponowałaś i z przyjemnością tu zajrzę zapraszając równocześnie do siebie:
    www.niesmiertelna-milosc.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno zajrzę do Ciebia :) Co do Dorcas to nie należy do Blacków, lecz do podobnej rodziny - równie zapatrzonej w siebie i nienawidzącej mugoli i mugolaków.
      Dzięki za miły komentarz :D

      Usuń
  6. Rozdział bardzo mi się podobał. Świetnie, że Dorcas odwiedziuał Lily. No i spotkali jej chłopaka. No, no, no. Nie sądziłąm, że Eliza ma jakiś magicznych krewnych. Eliza jest dość dziwną osobą. Myślałą, że Lily nie ma przyjaciół w swojej szkole? Przecież widzą sie dwa miesiące w roku więc wiadomo, że nie łączy ich taka więź jak Lily i Dorcas. Rozdział czytało się lekko i przyjemnie. Był znacznie weselszy od poprzedniego, ale podobał mi się tak samo, a może nawet jeszcze bardziej. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń