wtorek, 14 sierpnia 2012

Tom I ~4. Dziwne rzeczy~


   Szum fal. Słońce. Lekka morska bryza. Tymi rzeczami rozkoszowała się Lily, leżąc na plaży i ciesząc się ostatnimi dniami wakacji. Obok niej Dorcas udawała, iż czyta książkę, w rzeczywistości przyglądając się przystojniakowi popijającemu zimne piwo w plażowym barze.
Lilka usiadła na swoim ręczniku i spojrzała na morze. Jego widok zawsze ją uspokajał. Było takie piękne, takie tajemnicze.
Nagle jej postać przysłonił cień. Odwróciła się, aby poprosić kogoś o odsunięcie i ku swojemu przerażeniu ujrzała Jamesa Pottera.
- Siemka, Evans – wyszczerzył zęby w olbrzymim uśmiechu, a następnie rozsiadł się obok niej.
Dorcas zamknęła książkę i usiadła w stronę Lilki i Rogacza. Ruda patrzyła zszokowana i wściekła na okularnika. Meadowes nawet nie zwróciła uwagi, kiedy na jej ręczniku usiadł Syriusz Black, mający niezwykle znudzoną i zirytowaną minę.
- Hej – rzucił do Dorcas – Od razu mówię, że to nie był mój pomysł – zwrócił się do Lily.
- Co wy tu robicie, do cholery? – wysyczała Ruda, mrużąc oczy – Po jakie licho przyłazicie tutaj i psujecie nam resztę wakacji?
- Och, nie, nie, Liluś – począł tłumaczyć James, kładąc dłonie na jej ramionach – My przyszliśmy, aby wam urozmaicić wakacje.
Lily zgromiła go wzrokiem, a on, zrozumiawszy przekaz, zabrał z niej ręce.
- Nie potrzeba nam żadnego urozmaicania, uwierzcie – odparła lodowatym tonem, w którym pobrzmiewała groźna nuta.
- Ale nam potrzeba – uśmiechnął się Syriusz – Nie martw się. Będziemy grzeczni.
- Czyli? – Dorcas zmarszczyła brwi.
- „Czyli?” „Czyli?” – powtórzył Łapa – Czyli grzecznie zabierzemy dwie młode damy na wycieczkę łódką.
- O nie, nie, nie i jeszcze raz nie – powiedziała stanowczo Lilka – Nigdzie z wami nie płyniemy. Zostajemy na plaży, a wy wracacie do Doliny Godryka.
Już chciała poprosić Meadowes o potwierdzenie jej słów, kiedy zobaczyła, że Dorcas patrzy na nią błagalnie.
- Ale Lily… - jęknęła – Proszę… Będzie fajnie! Sama mówiłaś, że musisz pokazać mi tamtą zatoczkę, do którejś kiedyś pływałaś z rodzicami.
Wizja popłynięcia w tamto miejsce była przyjemna i kusząca, jednakże Rudej nie uśmiechało się spędzenie dnia z Potterem i Blackiem. Spojrzała na Dorcas proszącym o zlitowanie się wzrokiem.
- Evans, będzie fajnie – zapewniał James.
Lily, jak to miała w zwyczaju, spojrzała na niego mrużąc oczy ze złości. Popatrzyła po kolei po całej trójce i westchnęła. Musi się poddać.
- No dobra – powiedziała zrezygnowana – Tylko, jeśli, któryś z was zrobi cokolwiek głupiego, obiecuję wam solennie, że wyrzucę z łódki.
Zgodnie skinęli głowami na znak, iż zrozumieli, a następnie poszli wypożyczyć łódkę, podczas gdy dziewczyny zbierały swoje rzeczy.  Lily wściekle wciskała wszystko do torby, warcząc pod nosem przekleństwa skierowane do całego męskiego rodu. Dorcas tymczasem wesoło nuciła, uśmiechając się przy tym szeroko.
Po chwili przyjaciółki zmierzały ku Jamesowi i Syriuszowi, już siedzących w łódce. James z miną znawcy rozsiadł się przy motorku zamontowanym z tyłu, a Syriusz siedział na lodówce przeznaczonej do przechowywania jedzenia, a w tym momencie całkiem pustej. Lily i Dorcas usiadły na ławeczce, a Rogacz, szczerząc się do nich szeroko, włączył motorek.
Łódka ruszyła poprzez fale. Pomimo nie do końca odpowiadającego Rudej towarzystwa, Evans napawała się wiatrem wiejącym jej w twarz. Meadowes, Black i Potter zaczęli żartować, rozmawiać o zbliżającym się powrocie do Hogwartu i wspominać jakiś kawał sprzed lat. Lily nie zabierała głosu, będąc zadowolona z tego, iż James nie napastuje jej tak, jak zwykle.
Płynęli wzdłuż brzegu, obserwując ludzi opalających się na plaży i kąpiących w morzu.
- Panno Evans – zwrócił się do niej Syriusz z szelmowskim uśmiechem – Może zechciałaby nam pani wskazać drogę do tamtej zatoczki?
- Jak pan sobie życzy – odparła Lily w tym samym stylu.
Zaczęła kierować Jamesa, którędy ma płynąć. Po mniej więcej dwudziestu minutach zadowolona krzyknęła, aby Potter skręcił, dostrzegając w skałach znajomy przesmyk. Wpłynęli nim, a ich oczom ukazała się zatoczka wielkości trzech boisk do siatkówki. Woda sięgała tu w najgłębszym miejscu do ramion, a na skałach rozrzuconych przy ścianach zatoczki, można było spokojnie usiąść.
James nakierował łódkę na jedną z tych skał i zręcznie ją zacumował. Wszyscy czworo wyskoczyli na brzeg, zabierając rzeczy. Rozłożyli ręczniki, położyli na nich torby i plecaki, a następnie w kostiumach wskoczyli do wody.
Zachowywali się, jak małe dzieci. Zapewne spaliliby się ze wstydu, gdyby ktoś ich zobaczył. James i Syriusz podrzucali dziewczyny, podnosili je i wrzucali je do wody, a także podtapiali. Lily była tak wściekła, jak jeszcze nigdy. Dopiero, kiedy udało jej się wsadzić Pottera pod wodę, a tamten wynurzył się kaszląc i klnąc, na jej twarzy zagościł uśmiech.
W końcu wyszli na brzeg. Zmęczeni wyciągnęli się na ręcznikach, trzęsąc się ze śmiechu.
- Gratuluję świetnego pomysłu – powiedziała Dorcas – Nie wiem, czemu ja i Lilka nie wpadłyśmy wcześniej, aby tu przypłynąć.
- Dziękujemy – odparł wesoło Syriusz.
- Nam też ten pomysł bardzo odpowiada – stwierdził James – Zaczynało już nam się nudzić w Dolinie Godryka.
- Ja tam nie narzekałem – Łapa wzruszył ramionami, a następnie przesłodzonym głosem dodał – Po prostu stęskniłem się za naszymi dziewczynkami.
- No cóż, Łapko – Dorcas odwzajemniła się tym samym tonem – W Dolinie Godryka jest na pewno o wiele więcej do roboty niż na Grimmauld Place.
- Oj, tak! – zaśmiał się Black.
Lily przyglądała się Syriuszowi, próbując dostrzec choć cień smutku na jego twarzy. Wydawało jej się nieprawdopodobne, by Łapa w ogóle nie żałował ucieczki z domu. Chłopak zauważył jej spojrzenie i uśmiechnął się drwiąco.
- Panna Evans zapewne zastanawia się, jak mogę żyć bez mojej wspaniałej rodzinki? – spytał z rozbawieniem w oczach.
- Raczej, jak możesz traktować utratę swojej rodziny tak lekko? – odparła Ruda.
- To nie ja utraciłem ich, lecz oni mnie – odpowiedział Syriusz biorąc kęs kanapki właśnie wyjętej z plecaka – Poza tym – kontynuował po połknięciu – moją rodziną są Huncwoci, nie Blackowie.
Lily spojrzała na niego z niedowierzaniem, jednak zrozumiała, że temat został skończony, więc zaczęła przysłuchiwać się rozmowie Jamesa i Dorcas. Obiektem ich rozważań był Dugald McPhail – nowy minister magii i dobry znajomy Potterów. Wcześniej był szefem Biura Aurorów, co spowodowało, że w tych ciężkich czasach najlepiej nadawał się na ministra. Voldemort rósł w siłę, zbierał popleczników, a z każdym miesiącem lista zabójstw i zaginięć się powiększała. Ofiarami przestali być już tylko mogole, lecz teraz również czarodzieje. Imię człowieka panującego nad tą małą armią morderców mroziło krew w żyłach, dlatego ludzie bali się je wymawiać. Nazywali go zatem Sami-Wiecie-Kim lub Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.  W świecie czarów panowała coraz większa panika.
Jednak James i Dorcas nie mieli ochoty rozmawiać o tych przerażających rzeczach. Rogacz skupiał się na opowiadaniu Meadowes ciekawych anegdot mających związek z nowym ministrem.  Mężczyzna ten, jak wynikało z opowieści i żartów Jamesa, był niezwykle zabawnym i zdystansowanym do siebie jegomościem. Lily przysłuchiwała się temu z przyjemnością, co chwila starając się zapanować nad uśmieszkiem pojawiającym się na jej buzi.
- Panno Lily, czemuż pani nic nie mówisz? – zwrócił się do niej Łapa, który zdążył już pożreć całą swoją kanapkę.
- A czemuż pan nic nie mówi, panie Blacka? – odwarknęła.
- Przecież właśnie się odezwałem – zrobił minę, jakby nie rozumiał, o co jej chodzi.
- Ja też – wysyczała jadowicie Ruda.
- Hej, hej, a było już tak miło – zganił ich James, przybierając poważną minę.
- Łał, Potter – Lily wytrzeszczyła oczy – Czyli jednak nie masz uszkodzonej twarzy.
Rogacz zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc.
- No wiesz – tłumaczyła Evans,  a na jej twarzy pojawił się lekki, złośliwy uśmieszek – Cały czas tak się szczerzysz, jakby ci ktoś wsadził banana do ust. Myślałam, że to jakaś wada wrodzona. Cóż… - zrobiła pauzę i dokończyła – najwyraźniej się pomyliłam.
James naburmuszył się, lecz po chwili na jego twarz znów zagościł wspomniany przez Lily szeroki uśmiech długości banana.


Lily i Dorcas wróciły z chłopakami na plażę i tam się pożegnali. James i Syriusz ruszyli w stronę drogi, wezwać Błędnego Rycerza, przyjaciółki zaś skierowały się wiejską dróżką, która prowadziła do drogi głównej. Po skręceniu w kilka następnych uliczek znalazły się w okolicy Lilki, a wkrótce doszły do jej domu.
Weszły i od razu dobiegł je z kuchni rozgorączkowany głos pani Evans.
- Lily! Dorcas! –wyjrzała na korytarz. Na jej twarzy widać było rumieńce – Szybko idźcie się umyć i przebrać. Na kolację przychodzi dziś Vernon! Szybko! Szybko! Będzie za niecałą godzinę!
Vernon Dursley, chłopak Petunii, prawdopodobnie najgrubszy chłopak w całym Weston-Super-Mare i osoba, której Lily nie znosiła chyba nawet bardziej niż Jamesa i Syriusza. Vernon mało kogo traktował, jak równego sobie, na wszystkich patrzył z góry, był szaleńczo dumny ze swojej nudnej normalności i przeciętności. Karierowo zapowiadał się znakomicie i generalnie każdy nazwałby go dobrą partią, jednak Ruda nie wyobrażała sobie, by ktokolwiek przy zdrowych zmysłach chciał się z nim związać. Niestety zrobiła to jej biedna siostra.
Umyte i przebrane, Lily i Dorcas zbiegły na dół w tej samej chwili, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Ruda spojrzała na przyjaciółkę i w tym samym momencie, gdy podekscytowana Tunia trzasnęła drzwiami od swojego pokoju, młodsza Evansówna nacisnęła klamkę.
Jej oczom ukazał się nie za wysoki chłopak o brązowych włosach, paciorkowatych oczkach i zaciętym wyrazie twarzy. Był tak gruby, że nie miał szyi, jednak kiedy Petunia zbiegła i stanęła w drzwiach obok siostry, patrzyła na niego, jak na młodego boga. „Serce nie sługa” – przemknęło przez myśl Rudej.
- Witaj, Vernon – pisnęła Tunia i pocałowała swojego chłopaka. Ten uśmiechnął się do niej życzliwie.
- Cześć, skarbie – odparł – To twoja siostra? – spytał, obrzucając Lily krytycznym spojrzeniem.
- Tak – Petunia skrzywiła się – Może przejdziemy do salonu? – dodała słodkim głosem.
Dursley ruszył za dziewczyną, a Lily z Dorcas ruszyły za nimi z trudem powstrzymując się od wybuchu śmiechu. W salonie czekał już nakryty stół. Przy nim zaś stali państwo Evansowie z serdecznymi uśmiechami na twarzach i chcących zrobić, jak najlepsze wrażenie.
- Miło nam cię widzieć, Vernonie – powiedziała pani Evans, podchodząc do chłopaka i potrząsając jego wielką dłonią.
- Nawzajem – odparł sztywno Dursley – Miło mi państwa poznać.
Wszyscy zasiedli przy stole i zaczęli jeść kolację. Początkowo słychać było tylko sztućce krojące mięso i przeżuwanie. Wreszcie Lily stwierdziła, że dłużej tego nie zniesie.
- Więc, co… - zaczęła zwracając się do Vernona – Dostałeś się na Cambridge?
- Yhm – mruknął w odpowiedzi.
- Gratulacje – kontynuowała Ruda – Szkoda, że Tunia z tobą nie idzie.
Ta widoczna złośliwość ze strony Lily tak mocno zdziwiła Dorcas, że aż zachłysnęła się pitą właśnie wodą. Pani Evans spojrzała na nie karcąco.
- Tak… - powiedział Dursley – Ale to chyba jej wybór…
- Tak. Dokładnie – wysyczała Petunia, patrząc złowrogo na siostrę. W rzeczywistości starsza Evansówna składała papiery na Cambridge, tak jak na kilka innych uniwersytetów. Niestety, na żaden jej nie przyjęli.
- A jak wy spędziłyście dzień? – pan Evans spróbował rozładować atmosferę.
- Och. Świetnie! – rozpromieniła się Dorcas – Spotkałyśmy Jamesa i Syriusza. I nawet byliśmy na wycieczce łódką.
Petunia, znająca uczucia, którymi Lilka darzyła obojgu wymienionych chłopców, spojrzała na siostrzyczkę z satysfakcją. Resztę wieczoru spędzili na nieudolnych próbach prowadzenia przy stole rozmowy, która niezbyt się kleiła. Ruda natomiast cały czas zastanawiała się, jak Tunia mogła się zakochać w tak napuszonym chłopaku. Kiedy przed pójściem spać ona i Dor próbowały rozwiązać tę tajemnicę, doszły do wniosku, że w życiu dzieją się różne dziwne rzeczy.

***

Ok. Oto i jest rozdział. Mi osobiście niezbyt się podoba. Taki banalny i nic nie wnoszący, ale musiałam coś napisać po spaliłabym się ze wstydu, gdyby jeden dzień dłużej nic nie publikowała. Mam nadzieję, że jest to choć znośne i wciąż będziecie czytać moje opowiadanie pomimo mojej niepunktualności w dodawaniu notek.
Pozdrawiam :*

10 komentarzy:

  1. Witaj ponownie! Już nie mogłam się doczekać rozdziału, dlatego, gdy zobaczyłam powiadomienie od razu zabrałam się do czytania.
    Rozdział świetny. Chociaż James mógłby zrobić jakiś kawał Lilce w zatoce. No ale cóż przeżyłam i bez tego.
    Czekam na nowość i pozdrawiam!
    [iluzja-zla]

    Ps:. Zmieniłam nick - Tajemnicza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety nie mam spisu treści, ale na samym dole strony jest takie coś jak "Starszy Post" ;)
    Pozdrawiam!
    [iluzja-zla]

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi tam się rozdział podobał. Od czasu do czasu można poczytać o takiej sielance. Najbardziej jednak z tego całego rozdziału podobała mi się końcówka. Może na przykładzie Vernona i Petunii, Lily zacznie inaczej patrzeć na Jamesa? Taka moja cicha nadzieja ^^
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest znacznie lepszy niż Ci się wydaje. Niekiedy potrzebne są podobne przerywniki, aby nieco przystopować z akcją, aby tak cały czas nie gnać ^^.
    Ogólnie podobają mi się relacje Lily i Jamesa, które są niezwykle skomplikowane. Zastanawiam się, kiedy ona spojrzy na niego nieco przychylniejszym okiem i zrozumie, że Potter nie taki wcale straszny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi również się podobał. Jest fajnie. No i jest Syriusz a jak jak wiesz, lub może nie wiesz mam kota na jego punkcie. Czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, ze komentuję tak późno, ale byłam nad morzem:P
    Rozdział może niczego nie wnosi, ale jest świetny. Bardzo mi się podobało opis zatoki i jak nasi bohaterowie się tam 'bawili'. Niezwykle rozśmieszyła mnie sytuacja z Veronem jako chłopakiem Tuni. Ha:P
    Oczywiście nawalanki słowne Lily i Jamesa są bardzo zabawne. jak zawsze:P No i nie zabrakło mi tu Syriusza.:D
    Nie wiem czego ty chcesz od tego rozdziału.
    Pozdrawiam*

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże, przepraszam Cię, ze dopiero teraz komentuję, ale wcześniej nei zauważyłam, ze jest u Ciebie nowy rozdział. To pewno przez tę zmianę adresu bloga. Teraz jestem na przekleta-prawda.blogspot.com . I chciałabym, abyś o następnym rozdziale poinformowała mnie już tam ;).

    Hm, choć rozdział nie jest pełen akcji, mi się podoba. Jest taki lekki i przyjemny w czytaniu. A najbardziej podobał mi się moment, w którym zjawili się Huncwoci ^^. Szkoda tylko, że Lily nadal traktuje ich z takim dystansem. Mogłaby się w końcu do nich przekonać, a wtedy byłoby naprawdę super ^^.
    Haha, ja też nie potrafię zrozumieć, jak Petunia mogła związać się z kimś takim jak Vernon, ale ... no cóż. Lepiej zamknę już ten temat ;D.

    Pozdrawiam i życzę weny!

    [przekleta-prawda.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  8. Mało kto pisze tak dobre, opowiadania jak ty. Masz oryginalne pomysły które są zabawne jak i poruszająca. Jeśli miałabyś ochotę to zapraszam do mnie na mojego bloga.http://na-zawszelily-evans.blogspot.com/ - bardzo też mi zależy na komentarzach.
    Pozdrawiam, Kath.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na Zaczarowane-Szablony jest twój szablon, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajne opowiadanie, świetnie piszesz!!

    OdpowiedzUsuń