Peron nr 9 i ¾ jeszcze nigdy nie był tak zatłoczony i dlatego Lily z
Dorcas dopiero po pięciu minutach dopchały się do Ekspresu Hogwart. Wtaszczyły
do niego swoje bagaże i zaczęły iść korytarzem szukając wolnego przedziału. Po
znalezieniu go, włożyły swoje walizki i klatki z sowami nad siedzenia.
Następnie ponownie wyszły z pociągu w celu znalezienia Mary i Alicji.
Pierwszą odszukały Alicję. Stała przy ścianie w towarzystwie swoich
rodziców, a także babci, czarownicy. Jedynie pani Carter posiadała umiejętności
magiczne, pan Carter był mugolem, którego niezwykle przerażał cały świat
czarodziejów. Zanim Lily i Dorcas zdążyły podejść usłyszały jeszcze strzępek
rozmowy:
- Kochanie, może jednak wolałabyś zostać w
domu? – nalegał pan Carter płaczliwym głosem – Teraz jest tak bardzo
niebezpiecznie…
- Tato! – zawołała zirytowana Alicja – W
Hogwarcie jest bezpieczniej niż w domu. Żałuję, że nie mogę was zabrać ze sobą.
Panna Carter miała niezwykle silny charakter. Jej rodzice już dawno
zrozumieli, że bez sensu jest z nią dyskutować. Na pozór delikatna Alicja była
nieugięta w swoich postanowieniach, niezwykle przywiązana do przyjaciół i
nieprawdopodobnie odważna w ich obronie.
- Cześć, Elfie – powiedziała Lily z szerokim
uśmiechem na twarzy.
- Lily! Dorcas! – zawołała dziewczyna,
rzucając się na przyjaciółki – Widziałyście Mary? – dodała odsuwając się od
nich.
- Nie, jeszcze nie – Dor wzruszyła ramionami
– Jakby co, to znalazłyśmy już przedział, jak chcesz możemy z tobą pójść
zanieść bagaże.
- Tak… Zaraz… - Alicja odwróciła się jeszcze
do rodziny – Trzymajcie się.
Matka przytuliła ją mocno.
- Uważaj na siebie, córeczko – szepnęła,
całując ją w policzek.
- Pa, mamo – mruknęła dziewczyna i spłonęła
rumieńcem, patrząc ukradkiem na przyjaciółki.
Następnie przytuliła tatę i babcię. Odsunęła się od niech i jeszcze
zanim odeszła, dodała:
- Nie martwcie się o mnie, tylko o siebie. W
Hogwarcie jest bezpiecznie. Poza nim, wręcz przeciwnie – i nie czekając na
odpowiedź poszła za Lilką i Dorcas.
Kiedy wreszcie dopchały się do pociągu zobaczyły przy nim Mary, stojącą
na palcach i rozglądającą się dookoła. Gdy je zobaczyła, stanęła normalnie i
uśmiechnęła się szeroko.
- Hej. Właśnie was szukałam. Znalazłyście już
przedział? – spytała przytulając każdą po kolei.
- Tak – odpowiedziała Lily – Właśnie do niego
szłyśmy. Pomóc ci z bagażami? Mogę wziąć klatkę z Pyszczkiem.
- Dzięki – Mary uśmiechnęła się jeszcze
szerzej i cała czwórka weszła do pociągu.
Pyszczek był białym kotem w czarne i rude plamy, należącym do MacDonald.
Nieznosił wszystkich poza swoją panią, dlatego strasznie rzucał się, kiedy
Lilka go niosła. Wreszcie udało im się dopchać do przedziału po przeciskaniu
się przez gęstniejący z każdą chwilą tłum uczniów. Odstawiły bagaże Alicji oraz
Mary i rozsiadły się na siedzeniach.
- Rany, Twoi rodzice baaardzo się o ciebie
martwią – zwróciła się Dorcas do Alicji.
- Już nic nie mów – jęknęła dziewczyna – Mój
ojciec przez całe wakacje debatował z mamą i babcią, czy na pewno powinnam
jechać. Nawet one nie były stuprocentowo zdecydowane. No. Ale jadę.
- Moi rodzice nawet nie wiedzą o tym, co się
dzieje – mruknęła Mary wzruszając lekko ramionami – To znaczy, zauważyli, że
coś złego dzieje się w świecie magii, ale nie mówiłam im wszystkiego. Nie
chciałam ich martwić.
- Ja też nie, ale zmartwiłam – wtrąciła się
Lilka – Na szczęście moi od razu pojęli, że w Hogwarcie jest bezpieczniej.
- A moi chyba popierają Same-Wiecie-Kogo –
szepnęła Dor.
Pozostałe przyjaciółki spojrzały na nią z przerażeniem.
- Skąd wiesz? Dlaczego wcześniej nie
wspominałaś? – dopytywała się Ruda ze zdumieniem i strachem.
- Nie wiem – Meadowes uśmiechnęła się
nieśmiało – Po prostu… Znacie poglądy moich rodziców. „Szlamy i mugole są gorsi
od czarodziejów czystej krwi…” i inne brednie tego typu. Zawsze, kiedy przy
śniadaniu ojciec czytał coś o Same-Wiecie-Kim mówił, że ci mogole na to
zasługiwali i nie wie, z czego ministerstwo robi tyle szumu.
Zamilkła na chwilę, a pozostałe dziewczyny też nie wiedziały, co powiedzieć.
Lily zaczęła przyglądać się butom, myśląc o tym wszystkim. Mary patrzyła na
krajobrazy za oknami, Alicja oglądała swoje paznokcie. One również miały
zamyślone wyrazy twarzy.
Tę
chwilę melancholii przerwały rozsuwane drzwi przedziału, w których stanął
Remus. Wyglądał, jak zwykle. Blond włosy były starannie ułożone, w szarych
oczach widać było spokój. Jednak jego twarz… Pojawiły się na niej nowe blizny,
zadrapania. Wyglądał na wybitnie zmęczonego, ale mimo to uśmiechnął się
dzielnie do dziewczyn.
- Lily, musimy iść do przedziału dla
prefektów – przypomniał Rudej.
- Ach, tak, zaraz miałam iść – odparła –
Później do was wrócę – rzuciła na odchodnym przyjaciółkom.
Szła
za Remusem korytarzem pełnym uczniów. Wydawali się bardziej ponurzy niż zwykle,
bardziej przerażeni i smutni. Choć słyszała śmiechy, były one cichsze, jakby
niepewne. Poczuła dreszcze na plecach. W jej głowie cały czas powtarzało się
pytanie: co się dzieje?
- Też to zauważyłaś, co? – zagadnął Lupin –
Wszyscy są przerażeni.
Lily
skinęła głową na potwierdzenie. Spojrzała na Remusa, ponurym wzrokiem.
- Nasz świat pogrąża się w mroku – mruknęła.
On
tylko skinął głową. Po chwili doszli do przedziału prefektów. Siedziało już w
nim większość osób, w tym opiekunowie domów: Minerwa McGonagall, Horacy
Slughorn, Filius Fliwick i Imelda Armstrong.
Ruda i Lunatyk skinęli głowami nauczycielom i usiedli obok Daniela
McKinnona i Marleny Olson – tegorocznych prefektów naczelnych.
- Na kogo czekamy? – zapytałam Lily,
marszcząc brwi.
- Zgadnij – zakpił Angus, szóstoklasista z
Hufflepuffu.
Marlena przewróciła oczami. Tradycją było to, że Ślizgoni zawsze
spóźniali się na zebranie prefektów, każąc pozostałym na siebie czekać. Po
następnych pięciu minutach w drzwiach przedziału wreszcie pojawiła się grupka
ze Slytherinu, wśród której stał Snape. Lily odwróciła wzrok na jego widok.
Bolesne wspomnienia wróciły.
Ślizgoni usiedli i można było zaczynać zebranie. Pierwsza zabrała głos
profesor McGonagall, która nie tylko reprezentowała Gryffindor, ale również
dyrektora.
- Skoro wszyscy już się zebrali, pora zacząć
– rzekła surowo – Mam nadzieję, że wszyscy prefekci zapoznali się z nadesłanymi
wytycznymi i zasadami, a także obowiązkami. Nowi prefekci – tu zwróciła się do
piątoklasistów – mają obowiązek zaprowadzić pierwszorocznych do Pokojów
Wspólnych po uczcie. Szóstoklasiści wraz z prefektami naczelnymi muszą
sprawdzić pociąg po dojeździe na stację oraz przypilnować porządku podczas
wsiadania do powozów. Wraz z innymi nauczycielami ułożyliśmy plany waszych
nocnych obchodów i dyżurów na przerwach. Jakieś pytania?
Oczywiście naraz odezwały się wszystkie głosy, a wychowawcy cierpliwie
odpowiadali. Prefekci chcieli znać wszystkie informacje na temat swoich domów.
W między czasie każdy wziął plany „wart”, jak uczniowie między sobą nazywali
obchody i dyżury. Wreszcie, kiedy nie mieli już, o co pytać, głos znów zabrała
McGonagall.
- Musicie jeszcze wiedzieć, że w tym roku
znów będziecie mieli nową nauczycielkę obrony przed czarną magią.
W
przedziale na moment zaległa cisza, a potem ze wszystkich gardeł dobył się
jeden wielki jęk.
- Wiem, iż nie jesteście zadowoleni coroczną
zmianą nauczycieli tego przedmiotu, lecz nic na to nie poradzimy – kontynuowała
profesorka – Profesor Colmar niestety nie mógł wrócić w tym roku.
- Dlaczego? – spytała Lily ze zdziwieniem.
Marco Colmar był krzepkim, trzydziestoletnim mężczyzną. Najlepszym
nauczycielem obrony przed czarną magią, jakiego mieli. Przed wakacjami
zapowiadał, że spotkają się we wrześniu. Co mogło się stać, iż nagle zmienił
plany?
- Nie mógł – odparła cierpko McGonagall – Nie
powinniście się interesować. Wierzę, że profesor Whitebay będzie równie dobra,
jak profesor Colmar…
Jednak nikt już jej nie słuchał. Wszyscy poczęli rzucać między sobą
zaniepokojone spojrzenia. Czuli, że stało się coś złego.
- Ale, pani profesor…. – zaczęła Dagmara z
Raveclawu.
- Możecie już iść – ucięła profesor Imelda
stanowczo, a McGonagall potwierdziła jej słowa.
Choć
uczniowie próbowali się jeszcze wykłócać, nie dowiedzieli się nic więcej i
niemal siłą zostali wypchnięci na korytarz. Lily i Remus ruszyli w kierunku
przedziału dziewczyn, w którym zastali również Huncwotów.
- Witaj Liluś! – zawołał na powitanie James –
Hej, Luniaczku. Dowiedzieliście się czegoś ciekawego?
Ruda usiadła bez słowa obok Mary i posłała siedzącej naprzeciwko Alicji
współczujące spojrzenie – na jej kolanach spoczywała głowa Syriusza, który
rozłożył się na trzech siedzeniach. Remus zepchnął jego nogi i usiadł,
jednocześnie odpowiadając na pytanie Pottera:
- Profesor Colmar nie będzie już nas uczył.
Wszyscy zrobili oburzone miny.
- Dlaczego? – spytała Dorcas, marszcząc brwi.
- Nie wiemy – odparła Lily – Nie chcieli nam powiedzieć.
Łapa
był tak wzburzony, że aż usiadł normalnie.
- Musiało się stać coś złego – powiedział
pewnym głosem – Inaczej by nic nie ukrywali.
- Myślicie, że… - zaczęła Alicja – że to ma
coś wspólnego z… Nim.
- Niewykluczone – przyznała jej rację Mary.
- Trzeba będzie się dowiedzieć – zwrócił się
Łapa do pozostałych Huncwotów.
- Czyli? – spytała ostro Lilka.
- Czyli trzeba będzie się dowiedzieć –
odpowiedział krótko Black – Jeśli nie będziesz nam w tym przeszkadzać może
podzielimy się z tobą informacjami.
Ruda
zrobiła naburmuszoną minę. Z jednej strony bała się, co chcą zrobić i ile
szkolnych reguł złamać, z drugiej zaś martwiła się o nauczyciela i chciała czegoś
dowiedzieć.
- Możemy wam pomóc – zaproponowała. Ku
swojemu niezadowoleniu zauważyła, że James niezwykle ucieszył się z tych słów.
- Ty chcesz pomóc nam? – zapytał Syriusz z
niedowierzaniem.
- Wszystkie chcemy – stwierdziła Dorcas,
posyłając przy okazji pytające spojrzenie Alicji i Mary. One tylko pokiwały
głowami.
- Dobra… - zgodził się Black – Damy wam znać,
jak coś postanowimy. A teraz może zajmijmy się czymś weselszym?
- Żebyśmy my mogły zająć się czymś weselszym,
wy musicie wyjść – warknęła Evans.
- To uściślę: my zajmiemy się czymś weselszym, a wy możecie popatrzeć – zakpił
Łapa, wyciągając eksplodującego durnia.
Następne godziny minęły błyskawicznie i zanim się obejrzeli, zrobiło się
ciemno, pociąg zaczął zwalniać, a na horyzoncie pojawiła się łuna spowodowana
tysiącem świateł w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
***
Hej... Dawno mnie nie było... Wiem, że rozdział mógł być lepszy, ale niestety... Postaram się, żeby nowy był napisany szybciej, ale nic nie obiecuję... Przepraszam :/ Planowałam ten opublikować jakiś czas temu, ale nie miałam czasu go dokończyć, bo strasznie nas cisną w szkole :( Więc rozdziały nie będą się pojawiały za często. Ale bloga nie zawieszę. O to się nie bójcie :)
Hej! Zmieniłaś szablon O.o Powiem szczerze, że bardzo mi się podoba! Co prawda, poprzedni też nie był zły, ale ten jednak ma w sobie to coś. Co do rozdziału to, jak na mnie, jest on za krótki. Miałam ochotę (i to wielką!) czytać dalej, a tu nagle tekst mi się kończy! No i ciekawe, o co chodzi z tym nauczycielem... A może po prostu znudziła mu się już nauka? Hah. No nie wiem, czekam na rozwinięcie akcji i pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńFajnie, że znów jesteś. Przyjemnie było powrócić do Twojego opowiadania, choć faktycznie odrobinkę za krótkie mi się wydało. Jednak mimo wszystko można było wyczuć tę dziwną, ponurą atmosferę. Ach i jak zwykle kochani huncwoci. Mam do nich ogromny sentyment. A co do tego nauczyciela to przecież na stanowisku nauczyciela OPCM spoczywa klątwa, od czasu, jak Dombledore nie pozwolił go objąć młodemu Tomowi. Tak więc Colmarowi nie musiało się stać nic poważnego, choć oczywiście mogło.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i życzę dużo weny.
Pozdrawiam serdecznie :)
cześć jestem jak mnie prosiłaś :) Powiem szczerze i bez ściemy że blog jest bardzo fajny.Dobrze piszesz i wszystko czyta się lekko.Pomysł masz fajny a wątek z Colmarem bardzo mnie zainteresował.Więc powiem ci jeszcze tylko że właśnie zyskałaś nową czytelniczkę o nicku Arvis ;) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń