- To musi być ta cała Whitebay – Lily
wpatrywała się w siedzącą daleko kobietę przenikliwym wzrokiem – Nie rozumiem,
czemu Colmar odszedł. To takie… dziwne.
- No – przyznała Alicja – Zwłaszcza, że
McGonagall nie chciała wam nic powiedzieć. Coś tu…
Ale
nie dokończyła, gdyż w tej samej chwili wstał Albus Dumbledore, najpotężniejszy
z żyjących czarodziejów i dyrektor Hogwartu. W białej brodzie widać było
jeszcze pojedyncze brązowe pasemka. Okulary połówki osadzone były na krzywym
nosie. Zza nich błyskały oczy, w których rozlewała się inteligencja i
doświadczenie wielu lat.
- Witam, witam! – zawołał Dumbledore, a
wszystkie głosy ucichły – Zaczął się kolejny rok szkolny. Po waszych twarzach
widzę, jak bardzo stęskniliście się za nauką. Miło mi widzieć pierwszorocznych.
Jestem pewien, że pokochacie tę szkołę i wszystkich nauczycieli. Spytajcie starszych
uczniów!
W
całej sali rozległy się śmiechy. Dyrektor również uśmiechnął się pod nosem i
kontynuował:
- W tym roku, jak zawsze proszę pamiętać, że
wchodzenie do Zakazanego Lasu jest zabronione. Nazwa zresztą świadczy sama za
siebie, jak mi się zdaje. Nie wolno także szwędać się w nocy po szkole.
Rozumiemy się, panowie?
Przy
tych słowach spojrzał prosto na siedzących przy stole Gryfonów Huncwotów. Oni
wyszczerzyli zęby w uśmiechach i tylko pokiwali twierdząco głowami, udając
niewiniątka.
- Pora teraz przedstawić wam dwóch nowych
nauczycieli – ciągnął Dumbledore, zwracając się ponownie do wszystkich –
Profesor Henderson przeszedł na emeryturę, na którą był wyganiany już od
pięćdziesięciu lat, a jego miejsce, jako nauczyciela runów zajmie profesor
Ireneusz Standom.
Przy
stole nauczycielskim wstał drobny, brązowowłosy czterdziestoparolatek. Pod
nosem miał wąsik, a na nosie okrągłe okulary. Rozległy się ciche brawa, a on
skinął głową i z powrotem usiadł.
- Natomiast obrony przed czarną magią będzie
was w tym roku uczyć profesor Natalie Whitebay – dyrektor wskazał rudowłosą
kobietę, która również wstała, pokazując zgrabną figurę.
Uczniowie mało entuzjastycznie klasnęli kilka razy, a wszyscy zaczęli
szeptać między sobą, próbując zrozumieć, czemu znów zmienia się nauczyciel
obrony.
- Cisza, proszę! – zakrzyknął Dumbledore, a
wszyscy powoli przestawali mówić – Zanim rozpocznie się uczta, chciałbym
jeszcze powiedzieć kilka słów. Jak wiecie, w świecie czarów nie najlepiej się
dzieje. Pewien wyjątkowo niebezpieczny czarnoksiężnik poluje na mugoli,
czarodziei z rodzin mugolskich oraz sympatyków mugoli i mugolaków. Chciałbym
was prosić o jedno: pamiętajcie o tym, że to jego poglądy nie są słuszne. Że
nie należy go popierać. Z jakichkolwiek rodzin pochodzicie, ile pokoleń w
waszych rodach to czarodzieje, ile to mugole: nie zapomnijcie, że to, co on
robi jest złe. Bardzo złe. I że trzeba z tym walczyć. Chcę również powiedzieć,
żebyście się nie bali: w Hogwarcie jesteście bezpieczni.
Było
tak cicho, że wszyscy słyszeli przelatującą muchę. Lily zwróciła uwagę, że
wielu starszych Ślizgonów rzuca sobie porozumiewawcze spojrzenia. Serce zamarło
w niej, gdy zobaczyła, że robi to również Snape.
- No dobrze – Dumbledore klasną w ręce – Ja
tu gadu-gadu, a wy pewnie głodni.
Uczniowie, jakby wydarli się z transu i kiedy zaczęli wiwatować po
ostatnich słowach dyrektora, na słowach pojawiło się upragnione jedzenie.
- Widziałyście, jak Ślizgoni na siebie
zerkali? – spytała cicho Lily.
- Tak – odparła Mary – Ciekawe ilu z nich
przyłączy się do Same-Wiecie-Kogo po skończeniu szkoły…
- Może do tego czasu go pokonają? –
zastanowiła się Alicja.
- Kto? Ministerstwo? – zakpiła Dorcas – Oni z
niczym nie dadzą sobie rady.
- A Dumbledore?- Mary spojrzała w stronę
stołu nauczycielskiego.
- W pojedynkę? – Meadowes wciąż
pesymistycznie patrzyła w przyszłość.
- Grindewalda pokonał – odparła mądrze
MacDonald.
- Tak, ale wydaje mi się, że była to inna
skala problemu – wtrąciła się Lily – Niektórzy piszą już nawet, że
Same-Wiecie-Kto jest bardziej niebezpieczny niż Grindewald.
- Niewykluczone – mruknęła Dorcas, grzebiąc
widelcem w talerzu.
Chwilę siedziały w ciszy.
- A co panie takie ponure? – Syriusz
przysunął się do nich ze swoim talerzem, a za nim zrobili to pozostali Huncwoci
– Widziałyście tą Whitebay? Niezła laska.
- My raczej nie patrzymy na nią w takich
kategoriach! – zaśmiała się Dorcas swoim perlistym śmiechem, jakby zapominając
o poprzednim temacie rozmowy.
- Nie? – spytał zdziwiony Syriusz, a wszyscy
roześmiali się głośno, rozładowując atmosferę.
Kontynuowali jedzenie, starając się unikać ciężkich tematów. Zamiast
tego dziewczyny zajęły się gorącą dyskusją na temat polowań na smoki, co tak
znudziło Huncwotów, że szybko ponownie odsunęli się od przyjaciółek i zaczęli
szeptać między sobą, gorąco gestykulują. Lily zerkając na nich, zastanawiała się,
o czym tak zawzięcie rozmawiają. Dosłyszała tylko kilka urywanych słów: „Za
tydzień… Jak zwykle… Znów w Zakazanym Lesie?... Futerkowy problem…” Nie
brzmiało to, jak zwyczajowy huncwoci kawał, więc postanowiła wybadać tą sprawę
przy najbliższej okazji.
Uczta powoli dobiegła końca. Ze stołów zniknęły resztki jedzenia oraz
brudne sztućce. Uczniowie czekali, aż dyrektor odprawi ich do dormitoriów,
jednak nic się nie działo. Lily spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego ze
zniecierpliwieniem i lekką irytacją. Zauważyła, że nie ma przy nim kilku nauczycieli, w tym
Dumbledore’a, McGonagall, Flitwicka, Slughorna, Armstrong i tej nowej,
Whitebay. Ruda zmarszczyła brwi.
- Co się dzieje? – zwróciła się w stronę
przyjaciółek.
- Nie wiem, ale chyba nic dobrego – odparła
Dorcas.
- Chwila moment… - Mary zaczęła się rozglądać
– Gdzie są Huncwoci? Byli tu jeszcze przed chwilą.
- Dobrze, dobrze! – zawołała ucieszona
Meadowes, uśmiechając się szeroko – Pewnie poszli poszpiegować.
- Co?! – początkowe oburzenie Lilki jednak
szybko przygasło, bo dodała: - Ale jak myślicie, o co chodzi?
Dziewczyny wzruszyły ramionami.
Nagle drzwi znajdujące się obok stołu nauczycielskiego, otworzyły się i
weszła przez nie McGonagall. Była blada, jej zwykle starannie spięte włosy,
były w lekkim nieładzie. Podeszła do mównicy dyrektora i odezwała się, ledwo
zauważalnie drżącym głosem:
- Uczniowie każdego z domów pójdą zaraz wraz
ze swoimi opiekunami do dormitoriów. Prefekci mają opiekować się
pierwszoklasistami, ale nie mogą zabierać ich na górę. Po pozostałe domy zaraz
przyjdą nauczyciele. Gryffindor, proszę za mną.
Ruszyła Wielką Salą, a Gryfoni powoli podnosili się od stołu, kierując
się za nią. Po wyjściu z pomieszczenia, McGonagall poprowadziła ich Salą
Wejściową ku schodom, a następnie na górę. Szli długimi korytarzami, a przez
okna wpadało światło księżyca. Lily zauważyła, że postacie z obrazów
przeskakują z malowidła na malowidło, rozmawiając głośno. Widząc to wszystko,
czuła dreszcze na plecach. Nie wyglądało to dobrze.
McGonagall
doprowadziła ich pod portret Grubej Damy.
- Langustic
Ladaco – powiedziała w stronę kobiety na obrazie.
Ta
jednak miała wypieki na twarzy.
- Czy to prawda, co mówią? – spytała
nauczycielki.
- Nie wiem, co mówią – odparła Minerwa
zniecierpliwiona – A teraz proszę, wpuść uczniów.
Gruba Dama zrobiła lekko obrażoną minę, ale odsłoniła wejście do Pokoju
Wspólnego Gryfonów. Kiedy Lily, Dorcas, Mary i Alicja przechodziły pod
portretem, zatrzymała je profesor McGonagall.
- Gdy panowie Potter, Black, Lupin i
Pettigrew się zjawią – zaczęła – Proszę ich wpuścić i przekazać hasło do wieży.
I oczywiście powiedzieć im, że mają u mnie tygodniowy szlaban.
Dziewczyny tylko pokiwało szybko głowami i umknęły do środka. W Pokoju
Wspólnym był wielki tłok i harmider. Wszyscy głośno dyskutowali, o co w tym
chodzi, a prefekci w tym zgiełku próbowali przekazać pierwszakom podstawowe
informacje.
Lily
i pozostałe dziewczyny ruszyły w stronę jedynych wolnych miejsc. Po chwili już
siedziały w fotelach w kącie pokoju.
- A zatem teraz mamy na nich czekać? – zirytowała się Alicja
– Wspaniale.
- Och… Nie marudź – żachnęła się Dorcas –
Może dowiedzą się czegoś ciekawego?
- Pewnie – Lily przewróciła oczami – Jak
zwykle.
Gryfoni powoli rozchodzili się do swoich dormitoriów, a Huncwotów wciąż
nie było. Choć, co kilka minut wyglądały na korytarz, cały czas był on pusty.
Zaczynały się już irytować, kiedy za którymś razem wychynęli zza rogu. Ruda już
chciała rzucić ku nim jakiś złośliwy tekst, jednak rozmyśliła się, kiedy
zobaczyła ich ponure twarze. Mary, Dorcas i Alicja też zwróciły na to uwagę.
- Dowiedzieliście się czegoś, prawda? –
szepnęła Meadowes.
Oni
tylko pokiwali głowami i rozsiedli się na wolnej kanapie.
- No to, co się stało? – dopytywała się
Alicja.
Lily
stała, jak spetryfikowana. Czekała na wieści, wiedząc, że są poważne. Myślała o
tym, że jeszcze nigdy nie widziała James Pottera w takim stanie. Był poważny,
opanowany, a w jego oczach widziała coś na kształt smutku.
- W Hogwarcie doszło do morderstwa –
powiedział Syriusz cicho.
Nie
wiedziały, co powiedzieć. Ruda z trudem przetwarzała informacje. W jej głowie
powtarzało się w kółko pytanie: co się dzieje? Co się, do cholery, dzieje?!
- Kto został zamordowany? – zdołała wydusić,
nurtujące całą czwórkę pytanie.
- Profesor Smith – odparł Peter roztrzęsionym
głosem.
Amelia Smith nauczała mugoloznawstwa. Dla wszystkich była miła i
uprzejma. Raz nawet pomogła Huncwotom zrobić dowcip! Lubili ją wszyscy – poza
Ślizgonami.
- Przy okazji – zaczął mówić James –
Usłyszeliśmy, co nieco o tej Whitebay. Rozmawiała z Dumbledorem. Powiedział
jej, żeby robiła to, co do niej należy i nie dopuściła do kolejnych zbrodni. Że
musi złapać sprawcę.
- Hmm… - zastanowiła się Lilka – Zatem w
Hogwarcie jest morderca. Poza Hogwartem również jest morderca. Można zatem się
domyślać, że ten szkolny morderca, kimkolwiek jest, jest mordercą
Sami-Wiecie-Kogo.
- Najprawdopodobniej – przyznała Alicja – Ale
to nie tłumaczy tej sytuacji z Whitebay.
Lily
uśmiechnęła się smutno.
- Ależ tłumaczy – odparła – Została
przysłana, aby nas chronić.
Nie
wiadomo, w jaki sposób, ale na śniadaniu wszyscy już wiedzieli o morderstwie w
Hogwarcie. Nie mówiło się o niczym
innym. Najmłodsi uczniowie siedzieli przy stole przerażeni, a Lily smutno się
zrobiło na myśl, że tak rozpoczynają okres, który powinien być najpiękniejszym
w ich życiu.
Kiedy dziewczyny zajadały jajecznicę i grzanki z serem, nadleciała
poczta. Sowa Merkury – czarno-brązowy puchacz Dorcas – przyniosła jej Proroka
Codziennego. Z ust Meadowes wyrwał się cichy krzyk, gdy rozwinęła gazetę i
zobaczyła tytuł zamieszczony na pierwszej stronie.
MORDRESTWO
W HOGWARCIE!!!
Wczoraj wieczorem podczas Ceremonii Przydziału doszło do zabójstwa
nauczycielki mugoloznawstwa w Hogwarcie, profesor Amelii Smith. Kobieta wyszła
z Wielkiej Sali i kiedy po długim czasie nie wracała, kilkoro innych członków
hogwardzkiego grona pedagogicznego, poszło jej szukać. Ciało leżące w jednym ze
szkolnych korytarzy, znalazła nauczycielka transmutacji i zastępca dyrektora
szkoły, profesor Minerwa McGonagall.
Minister Magii wyraża swoje ubolewanie, że w morderstwa i zbrodnie
wmieszana jest także szkoła, lecz zapewnia, iż podjęto już kroki
zabezpieczające Hogwart, a morderca jest poszukiwany. „Ministerstwo nie
próżnowało” – mówił dzisiaj w nocy na krótkiej konferencji prasowej – „Nasi
ludzie złapią tego mordercę. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby zapewnić bezpieczeństwo
uczniom i nauczycielom.”
-
Masakra – jęknęła Alicja po tym, jak Dorcas przeczytała na głos artykuł.
Uczniowie siedzący najbliżej również się przysłuchiwali i teraz zajęci byli wymienianiem
uwag.
Do Wielkiej Sali weszła profesor McGonagall.
Miała cienie pod oczami i lekko podpuchnięte oczy, ale poza tym wyglądała, jak
zwykle. Zajęła się rozdawaniem Gryfonom planów lekcji. W końcu podeszła do
dziewczyn i wręczyła im kartki. Lily chciała powiedzieć cokolwiek do nauczycielki,
ale głos uwiązł jej w gardle.
Kiedy
profesorka odeszła, przyjaciółki spojrzały na plany lekcji.
-
Pierwsze eliksiry – ucieszyła się Ruda – Kontynuujecie?
-
Pewnie! – przytaknęła Dorcas – Wymagają tego do zostania aurorem. Cały nasz
rocznik, poza Peterem, kontynuuje eliksiry.
-
Huncwoci też… - jęknęła Evans.
-
Przynajmniej będzie zabawnie – Mary wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się
szeroko.
- Łał…
- Alicja przyglądała się planowi – A spójrzcie, co mamy po drugim śniadaniu…
Lily spojrzała na kartkę. Eliksiry, drugie
śniadanie i…
- Obrona
przed czarną magią – przeczytała Ruda. Wszystkie cztery uśmiechały się lekko z
ciekawości.
Pod klasą stali już uczniowie Gryffindoru i
Slythierinu rocznika 1960. Huncwoci od rana z nikim innym poza sobą nie
rozmawiali. Coś planowali. Ślizgoni stali trochę dalej niż Gryfoni. Wśród nich
był Snape ze swoimi kumplami z dormitorium: Cezarem Averym, Amycusem Carrowem i
Ernestem Mulciberem.
Rozległ się dzwonek na lekcję i niemal
natychmiast otworzyły się drzwi klasy. Stanęła w nich profesor Whitebay.
Kręcone, rude włosy sięgały połowy szyi, okalając śliczną kremową twarz o
pełnych ustach z kącikami lekko uniesionymi ku górze, zielonych oczach otoczonych
wachlarzem rzęs i zadartym nosie. Jej zgrabne, kobiece kształty wyraźnie
rysowały się pod obcisłą, czarną szatą.
-
Dzień dobry, klaso – powiedziała, uśmiechając się – Proszę wejść.
Uczniowie weszli, zachowując się przy tym
niemiłosiernie głośno. Kiedy usiedli i wyjęli książki, wciąż się nie zamykali.
Nowy nauczyciel obrony był zawsze niezwykle zajmującym tematem. Każdego
ciekawiło, czy jest dobrym nauczycielem i zdolnym czarodziejem, czy to kolejny
mięczak.
W pewnym momencie w Sali rozległ się huk i
wszyscy, jak na komendę zamilkli i odwrócili głowy w stronę nauczycielki. Stała
przy swoim biurku, trzymając w górze różdżkę.
-
Teraz możemy już zaczynać lekcję? – spytała Whitebay z nutką rozbawienia w
głosie.
Nic nie odpowiedzieli.
-
Świetnie – kontynuowała nauczycielka – A zatem na początek się przedstawię.
Nazywam się Natalie Whitebay. Mam dwadzieścia osiem lat i w tym roku będę waszą
nauczycielką obrony przed czarną magią.
W klasie cały czas panowała cisza. Wszyscy
patrzyli się z w uwagą na kobietę.
- Nie
ma wątpliwości – ciągnęła profesorka – że w tych czasach jest to bardzo ważny
przedmiot. Zważając na to, co dzieje się na świecie, każdy powinien umieć się
obronić. Jak będą wyglądały moje lekcje? Nie spodziewajcie się na nich dużo
teorii. Z tego przedmiotu teoria nic nie wnosi. Najważniejsza jest praktyka.
Oczywiście, coś tam na owutemy umieć musicie, lecz skupimy się tylko na
najniezbędniejszych książkowych informacjach. Jakieś pytania?
James z uśmiechem na ustach podniósł rękę.
Whitebay skinęła na niego głową.
- Nauczyłaby
nas pani jakichś ciekawych klątw?
Lily zacisnęła zęby ze złości, lecz
nauczycielka, o dziwo, się roześmiała.
- To
pytanie raczej niegodne Gryfona, nie uważasz? – spytała – I nie. Nie będę
uczyła żadnych klątw.
- A
czego pani planuje nas nauczyć? – zaciekawiła się Dorcas.
Whitebay zastanowiła się przez chwilę na
odpowiedzią.
- Na
pewno trochę tych obowiązkowych rzeczy będzie – odparła powoli – Ja jednak chcę
się skupić przede wszystkim na tym, co obroni was przed zagrożeniami, które w
dzisiejszych czasach mogą was spotkać.
-
Czyli? – dociekała Meadowes.
-
Myślę, że powtórzymy te podstawowe obronne. Do tego między innymi Incendio, Immobilus i Incarcerous.
Zaklęć jest dużo, ciężko przewidzieć, które kiedy się przyda. Postaram się
przekazać wam ich, jak najwięcej. Zastanawiałam się też na poważnie, czy nie
nauczyć was Zaklęcia Patronusa.
Po klasie przebiegł szum. Zaklęcie Patronusa
było niezwykle skomplikowanym zaklęciem, bardzo trudnym do nauczenia. Niewielu
czarodziejów potrafiło je wyczarować. Jeszcze mniej osób sprawiało, by przybrał
cielesną formę, która była najbardziej skuteczna w walce z dementorami.
-
Widzę, że jesteście zdziwieni – profesor Whitebay uśmiechnęła się szeroko,
pokazując proste, białe zęby – Lecz zapewniam was, że nie taki troll straszny,
jak go malują. Myślę, iż w waszej klasie są na tyle zdolne osoby, które dadzą
sobie z tym zaklęciem radę. Będzie to na dodatkową ocenę. Jeszcze coś?
Nikt już nie miał żadnych pytań, więc
kobieta kazała im odsunąć ławki pod ściany. Sama stanęła na środku klasy i
kiedy uczniowie zebrali się dookoła niej, rozpoczęła temat lekcji:
- Dziś
chcę powtórzyć z wami zaklęcia, które umiecie. Kto chciałby mi asystować?
Wszyscy spoglądali po sobie niepewnie.
- Ja
mogę – odezwała się Lily, podnosząc rękę i uśmiechając się niepewnie.
-
Świetnie – ucieszyła się nauczycielka – Solidarność rudych!
Wszyscy się roześmiali.
- No
dobrze – profesorka spojrzała na Evansównę – To może ty znasz jakieś zaklęcia?
- Drętwota – odparła Lilka.
-
Przeciwzaklęcie? – dopytywała się nauczycielka.
- Rennervate – wyśpiewała Lilka.
-
Znakomicie. Zaprezentuj je na mnie.
Ruda zawahała się. Dziwnie się czuła mając
rzucać zaklęcie na nauczyciela. Pomimo tych wątpliwości wypowiedziała zaklęcie.
Okazało się na tyle skuteczne, że profesor Whitebay straciła przytomność, lecz
po wypowiedzeniu przez Lily przeciwzaklęcia, profesorka wstała i klasnęła
kilkakrotnie w dłonie.
-
Wspaniale! – zawołała – Naprawdę bardzo dobrze! Z jakiego jesteś domu? – zapytała
Lilki.
- Z
Gryffindoru, pani profesor – odpowiedziała zapytana.
- A
zatem dziesięć punktów dla Gryffindoru! Kto poda mi następne zaklęcie?
Tak wyglądała reszta lekcji. Zaklęć
zaprezentowali od groma, a każde z nich Evansówna musiała rzucać w nauczycielkę.
Zarówno Gryffindor, jak i Slytherin zdobyły sporo punktów dla swoich domów,
ponieważ Whitebay nagradzała za każdą poprawną wypowiedź.
Wszyscy wyszli z lekcji zadowoleni. Chyba
nawet Ślizgonom się podobało. Lilce i dziewczynom nie było już tak żal odejścia
profesora Colmara, ponieważ Whitebay zapowiadała się obiecująco. Mimo to wciąż
nie dawało im spokoju, co stało się z dawnym nauczycielem. Czy coś mu się
stało? A może po prostu przez wakacje postanowił, że nie chce ich już dłużej
uczyć?
Kiedy dziewczyny spytały się Huncwotów, czy
mają już jakiś pomysł, jak dowiedzieć się prawdy, zbyli je półsłówkami.
Odchodząc, Lily usłyszała fragment ich wznowionej rozmowy:
- Syriuszu,
błagam, tylko pamiętaj, że jeśli użyjesz zbyt dużej mocy, to zaklęcie staje się
niebezpieczne. Zwłaszcza, iż oni nie są już tacy młodzi…
-
Cicho, Lunio. Dziś wieczorem ja zajmę się stroną techniczną.
Kolacja pierwszego dnia szkoły od zawsze
była momentem, gdy uczniowie, odzwyczajeni po wakacjach, żalili się na ilość
zadanych prac domowych. Wszyscy
rozmawiali tylko o okrutnych nauczycielach, którzy nie mają litości dla
biednych, uciśnionych uczniów. Było to zadziwiające widowisko: nagle temat
morderstwa w Hogwarcie zszedł na drugi plan, jakby nic się nie wydarzyło.
Profesorowie siedzący przy stole
nauczycielskim, uśmiechali się pod nosem, widząc, iż tradycji ponownie stało
się zadość. Na stołach stały pyszne, gorące potrawy. Lily zajadała je z
przyjemnością, przysłuchując się Dorcas, która rozmawiała ze swoim chłopakiem z
siódmego roku – Flinem Airsworthem. Dalej siedzieli oczywiście Huncwoci. Poza
jednym…
Nagle zrobiła się całkowita ciemność.
Wszystkie głosy umilkły, uczniowie i nauczyciele siedzieli przerażeni. Jednak
Lily wiedziała, że nie ma, czego się bać. Czekała tylko, co tym razem zrobili
ci idioci.
Zaczęła grać muzyka. Trzeba przyznać – tego
nikt się nie spodziewał, nawet Ruda. Ciemność przeszył żółty promień pędzący w
stronę stołu nauczycielskiego, z którego po chwili doszły krzyki zdziwienia.
Światła w pomieszczeniu zapaliły się, a uczniowie początkowo nie wierzyli w to,
co widzą.
Minerwa McGonagall tańczyła kankana ramię w
ramię z profesor Slughornem. Oboje mieli wściekłe miny, a ich oczy rzucały
błyskawice w stronę Blacka stojącego niedaleko stołu nauczycielskiego.
Pozostali Huncwoci, którzy wciąż siedzieli przy stole, wstali i również zaczęli
tańczyć.
Dopiero teraz uczniowie otrząsnęli się z
początkowego zdziwienia i wybuchli śmiechem. Wszyscy zaczęli bić brawo, a
Dorcas, ku przerażeniu Lilki, wstała i przyłączyła się do tańczących Huncwotów.
Syriusz również im zawtórował, zachęcając przy okazji uczniów, którzy byli
najbliżej niego. Cały czas dołączali się inni uczniowie, głównie Gryfoni, lecz
również Puchoni i Krukoni. Teraz były już trzy grupy tańczących. Nagle Mary i
Alicja wstały.
- Co?!
– zawołała Lily z wyrzutem – Wy też?!
- Choć
Lilka! – Alicja uśmiechnęła się szeroko – Nie bądź sztywna!
Evansówna jeszcze chwilę się wahała, lecz w
końcu wstała powoli i razem z przyjaciółkami dołączyła do grupy Jamesa, Remusa
i Petera. Wreszcie oba rzędy – Syriusza i pozostałych Huncwotów – złączyły się,
tworząc jeden. Nie było ucznia na Sali, któryby się nie śmiał, wliczając w to
Ślizgonów. Nawet niektórzy nauczyciele chichotali, a Dumbledore aż pękał ze śmiechu!
Wreszcie wstał i przyłączył się do McGonagall i Slughorna. Ta pierwsza
spojrzała na niego ze wściekłością, niedowierzaniem i oburzeniem.
- Co
ty robisz, Dumbledore?! – krzyknęła – Proszę kazać im przestać!
Ta sytuacja doprowadziła do jeszcze większej
wesołości. Od stołu nauczycielskiego wstała profesor Whitebay i podeszła do
tańczących nauczycieli. Wzięła Slughorna pod ramię i pociągnęła cały profesorki
rząd, w stronę uczniów, przyłączając się do ich grupy.
Wreszcie po wielokrotnych rozkazach McGonagall,
podpartych wreszcie zgodą Huncwotów, Syriusz przestał tańczyć i machnięciem
różdżki wyłączył muzykę i odczarował nauczycieli. Wszyscy się zatrzymali, a
profesorka od transmutacji, czerwona na twarzy podeszła do Huncwotów.
- Macie szlaban – wysyczała – Przez cały
wrzesień. Codziennie. Mycie toalet. Bez użycia różdżek.
Przyjaciele pokiwali głowami. Uczniowie już
się nie śmiali i powoli siadali potulnie na miejsca, lecz na ich twarzach wciąż
błąkał się uśmiech. Jednak Lily nie mogła powstrzymać śmiechu. Zaczęła cicho
chichotać, robiąc to coraz głośniej i głośniej. Zawtórowała jej Dorcas, a po
niej Mary i Alicja. Szybko Wielką Salą znów zatrząsł śmiech wydobywając się z
gardziel uczniów Hogwartu.
Hej super opowiadanie ! No ciekawe w Hogwarcie doszło do zabójstwa aż jetem ciekawa kto to zrobił i wydaje mi się że Ślizgoni mają coś w tym wspólnego ale ja się mogę oczywiście mylić :) Nowa profesorka wydaje mi się fajna i taka z lekka tajemnicza.Ha ha ha och wiedziałam że będzie jakiś kawał Huncwotów ! Genialne ! Czekam z niecierpliwością na następne opowiadanie !
OdpowiedzUsuńCzyżby znów nowy szablon? ^^
OdpowiedzUsuńNo, no. Rozkręcasz się moja droga! Morderstwo w Hogwarcie... powiem szczerze, że aż przeszył mnie taki jakiś dreszcz. Ale Huncwoci, jak zwykle (moim zdaniem) zachowali się bardzo dobrze. Chcieli rozweselić wszystkich, a McGonagall tak się wkurzyła... Biedni chłopcy, oni to z tą kobietą łatwego życia nie mają.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie, gdzie pojawił się nowy rozdział ;)
"Profesor Henderson przeszedł na emeryturę, na którą był wyganiany już od pięćdziesięciu lat" Matko Moja Jedyna! To ile on miał lat ? Minerewa McGonagall ... ahhh... właściwie, to ona powinna się nazywać Profesor Bożena Kędzierska. Słowo daję! Charaktery te same! Pani Kędzierska <3Kocham Panią! A tak powracając do twojego opowiadania. Powiem tak. CZEMU TAK KRÓTKO ?! Przerwać? W takim monecie? Ja chcę znać ich wrażenia po całomiesięcznym szlabanie!!
OdpowiedzUsuńPisz szybko.
PS. Nie chcę Cię zaśmiecać spamem pod notką, więc zapraszam do spamownika :P
PS2. Informuj mnie w zakładce "Mirella", ok
intrygujące... morderstwo w Hogwarcie to coś nowego. Ciekawa też była lekcja obrony przed czarną magią ;) zastanawiające, w jaki sposób w szkole pojawiła się nowa nauczycielka tegoż przedmiotu.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i proszę o powiadamianie mnie o nowych notkach.
Pozdrawiam,
Eileen
[zapraszam na love-till-end.blogspot.com i zostan-ze--mna.blogspot.com]
Rozdział naprawdę niesamowity. Zazdroszczę. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak bogaty jest twój język i z jaką łatwością przychodzi ci pisanie. Domyślam się że wiele blogerek ( w tym ja) chciało by ci dorównać. Liczę na kolejne rozdziały pełne emocji.
OdpowiedzUsuńhttp://na-zawszelily-evans.blogspot.com/ - liczę na twoją opinię.
Pozdrawiam, Kath.
JESTEŚ GENIALNA, DZIEWCZYNO! :D
OdpowiedzUsuńpiszesz świetnie, zauważyłam tylko kilka błędów :P
twój styl pisania jest rozwinięty i zrozumiały :)
naprawdę super! :)
zapraszam na moje dwa blogi:
-love-is-the-most-powerful-magic.blogspot.com (historia Lily i Jamesa),
- poza-schematem-hp.blogspot.com (zostawiłaś na nim komentarz, dzięki któremu jestem tutaj :>)
Pozdrawiam gorąco!
Jestem pod ogromnym wrażeniem;)
OdpowiedzUsuńhttp://fleur-du-nord.blogspot.com/ Zapraszam
Jesteś naprawdę świetna. Bardzo mi się podoba twój blog. Dodaję do obserwowanych :)
OdpowiedzUsuń